31-10-2025 02:28 Nie można oddać się chorobie” — historia pani Renaty Bogusz-Fedro Nie można oddać się chorobie” — historia pani Renaty Bogusz-Fedro Październik to miesiąc świadomości raka piersi — czas, w którym szczególnie głośno mówi się o profilaktyce, badaniach i sile kobiet mierzących się z diagnozą. Jedną z nich jest pani Renata Bogusz-Fedro, nauczycielka, mama i członkini stowarzyszenia Amazonek. O swojej chorobie mówi otwarcie — z odwagą, spokojem i ogromną wiarą w sens profilaktyki. Poszłam na badanie, bo wierzę w profilaktykę” — „Zawsze wychodziłam z założenia, że profilaktyka jest ważna. Nie czekałam na żadne objawy, po prostu dostałam zaproszenie na mammografię w mammobusie i poszłam. To był czerwiec.” — wspomina pani Renata. Kilka dni później zadzwonił telefon. — „Usłyszałam, że zapraszają mnie na dodatkowe badania, bo na zdjęciu coś ich zaniepokoiło. Pojechałam do Zielonej Góry, tam od razu zrobiono mi mammografię celowaną i USG. Lekarze nie kazali długo czekać — jeszcze tego samego dnia wykonano biopsję. Pamiętam, że powiedzieli mi od razu, że jest guz, że coś się dzieje. Potem dowiedziałam się, że to nowotwór złośliwy”. Pani Renata przyznaje, że ten moment był dla niej ciosem. — „Załamałam się. Wyszłam z gabinetu i się rozpłakałam. Tego dnia byłam z synem — miał wtedy dziesięć lat. Zostawiłam go u siostry, bo po badaniach mieliśmy iść na basen. Nie sądziłam, że tego samego dnia usłyszę diagnozę. Kiedy wróciłam do siostry, myślałam, że nie powiem nic, że się powstrzymam, ale jak tylko ją zobaczyłam, pękłam. Zalałam się łzami. Ale nie chciałam, żeby dziecko wiedziało. Nie chciałam, żeby się martwiło. Po prostu pojechałam z nim na basen, tak jak planowaliśmy. Bo dziecka nie można zawieść” — mówi cicho. Starszym synom Pani Renata powiedziała od razu, razem z mężem. Wiedziała, że będą musieli zmierzyć się z czymś bardzo trudnym, ale chciała, żeby wiedzieli, z czym mają do czynienia. „Rak zmusza do decyzji, na które nikt nie jest gotowy” Po badaniach pani Renata trafiła do tzw. szybkiej ścieżki onkologicznej. — „Z racji tego, że były wakacje, wszystko trochę się przesunęło. Kolejne badania miałam dopiero pod koniec sierpnia, a z chirurgiem onkologiem spotkałam się we wrześniu. Jako nauczycielka wiedziałam, że zbliża się nowy rok szkolny, więc niechciałam przebyć operacji we wrześniu, ważne dla mnie było aby pozamykać szkolne obowiązki ” — opowiada pani Renata. Operację zaplanowano na październik. — „Pierwszy guz miał 12 milimetrów. Lekarze mówili, że rokowania są bardzo dobre, że nie będzie potrzeby chemii. Miałam nadzieję, że to się skończy szybko, że wrócę do pracy po miesiącu. Niestety, po operacji okazało się, że w marginesach są kolejne komórki nowotworowe. Trzeba było działać dalej”. Lekarze dali jej wybór — kolejna operacja oszczędzająca albo mastektomia. — „To była decyzja, której żadna kobieta nie chce podejmować. Konsultowałam się z różnymi lekarzami, nawet z jednym z Hiszpanii. Chciałam mieć pewność, że podejmuję dobrą decyzję. Wszyscy mówili jednak to samo — nie mogą dać gwarancji, że choroba się nie rozszerzy. Zdecydowałam się na drugą operację oszczędzającą. Niestety, okazało się, że rak się rozrósł. Znaleziono cztery nowe guzy, jeden miał już jedenaście milimetrów”. Pani Renata pamięta ten czas bardzo dokładnie. — „Dzień przed Wigilią zadzwoniła pielęgniarka, że po świętach ordynator chce się ze mną pilnie zobaczyć. Wiedziałam, że to zły znak. W święta dekorowałam dom, ubierałam choinkę. Powiedziałam sobie: jeśli to ma być moja ostatnia Wigilia, chcę, żeby była piękna. Dla rodziny, dla dzieci. Żeby mieli co pamiętać”. 15 stycznia przeszła trzecią operację — tym razem usunięto pierś. — „To był trudny moment, ale też rodzaj ulgi. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Zakwalifikowano mnie od razu do rekonstrukcji. Bolało, oczywiście, i fizycznie, i psychicznie, ale z czasem zrozumiałam, że to nie pierś jest najważniejsza. Najważniejsze jest życie” — mówi pani Renata spokojnie. „Żyję z chorobą, ale nie dla niej” Dziś pani Renata pozostaje pod stałą opieką lekarzy. Przyjmuje leki, które mają „wygaszać” działanie hormonów raka. — „To leczenie przewlekłe, tak naprawdę do końca życia będę pod kontrolą. Czasem jestem zmęczona, zapominam słów, wypadają mi włosy, mam problemy z ciśnieniem i cukrzycą. Ale mimo wszystko czuję, że miałam szczęście. Trafiłam na cudownych lekarzy, blisko domu, w Zielonej Górze. Opieka była naprawdę bardzo dobra”. Pani Renata nie lubi określenia „nowe życie”. — „Staram się, żeby choroba nie zmieniła mnie całkowicie. Nie chcę, żeby to rak mnie definiował. Oczywiście, boję się tłumów — że ktoś mnie przypadkiem popchnie, że upadnę. Przez długi czas unikałam koncertów, dużych wydarzeń. Ale powoli wracam do normalności. Do teatru już chodzę.— uśmiecha się. Każda wizyta kontrolna to dla niej stres. — „Za każdym razem, kiedy coś mnie zaboli, od razu myślę, że to wróciło. Ale uczę się żyć z tym lękiem. Nie pozwalam, żeby mnie paraliżował”. „Nie można oddać się chorobie” Pani Renata dziś jest aktywną członkinią Amazonek. — „Na początku miałam opory, nie chciałam się zapisywać.. Po pierwszej prelekcji przepadłam. Lubię mówić, mam gadane. Spotykam się z młodzieżą, z kobietami, opowiadam im o profilaktyce. Zawsze się przygotowuję, robię prezentację, bo wiem że ma to sens”. Dlaczego zdecydowała się mówić o chorobie tak otwarcie? — „Bo mam taki charakter. Nie potrafię udawać, że nic się nie dzieje. Nie można się zamknąć w sobie, bo wtedy choroba zaczyna nami rządzić. Trzeba o tym mówić, bo rak piersi to nie jest wyrok. To choroba przewlekła, ale wyleczalna. Musimy to wreszcie odczarować” — mówi z przekonaniem pani Renata. „Badajmy się. To nasza szansa na życie” Na koniec pani Renata apeluje do kobiet: — „Badajmy się, nie bójmy się, że coś znajdą. Właśnie o to chodzi, żeby znaleźli! Wtedy mamy większą szansę, żeby się wyleczyć, żeby żyć. Jeśli dzięki mojej historii choć jedna kobieta pójdzie się zbadać i uratuje życie — to ja już wygrałam. Każdy milimetr mniejszy guz to większa szansa na powodzenie. Profilaktyka to podstawa. Nie zamiatajmy tego pod dywan. Dajmy sobie szansę na życie”. Historia pani Renaty Bogusz-Fedro to więcej niż opowieść o walce z rakiem piersi. To świadectwo kobiety, która — choć została zmuszona przez los do stanięcia twarzą w twarz z chorobą — potrafiła uczynić z bólu i strachu coś niezwykle ważnego: siłę, która inspiruje innych. Rak w jej historii nie jest potworem z ukrycia. Nie jest też tabu. To choroba, z którą można żyć, którą można leczyć, i o której trzeba mówić. Pani Renata odważyła się opowiedzieć o swoim doświadczeniu nie po to, by wzbudzić litość, ale by zburzyć mur milczenia, który wciąż otacza nowotwory. Pokazała, że prawdziwa odwaga nie polega na tym, by się nie bać, lecz by działać pomimo strachu. Jej życie — choć naznaczone bólem, niepewnością, licznymi operacjami — nie zatrzymało się w miejscu. Nadal pracuje, wychowuje dzieci, angażuje się w działalność Amazonek. Znajduje siłę w pomaganiu innym. Jak sama mówi, każdy wykład o profilaktyce, każda rozmowa z kobietą, która po spotkaniu decyduje się pójść na badanie — to dla niej osobiste zwycięstwo. Rak zmusił panią Renatę do przewartościowania życia, ale nie odebrał jej jego sensu. Nauczył, że warto zwolnić, wsłuchać się w siebie, że można prosić o pomoc i jednocześnie dawać ją innym. Że bycie „chorym” nie oznacza bycia „słabym”. Jak sama mówi: „Nie można oddać się chorobie, bo wtedy to ona nami rządzi”. To zdanie mogłoby być mottem dla tysięcy kobiet. W świecie, w którym łatwiej jest się bać niż działać, historia pani Renaty przypomina, że najskuteczniejszą bronią przeciwko rakowi jest odwaga — ta zwyczajna, codzienna, cicha. Odwaga, by pójść na badanie. By przyjąć diagnozę. By zawalczyć o siebie. Bo profilaktyka nie jest luksusem. Jest wyborem życia. Rozmawiała: Paulina Banaszak